KASE and WRETHOV - Brak Down
Cassandra
nauczyła się bardzo ważnej lekcji po minionym weekendzie. Doszła do wniosku, że
już nigdy więcej nie tknie jakiegokolwiek alkoholu nie mając przy sobie
eliksiru na kaca.
Giselle
była bardzo rozbawiona tym faktem, do momentu, w którym Cassandra prawie by ją
zabiła wzrokiem. Wtedy uciszyła się i umknęła do ogrodu wymyślając błahą
wymówkę.
Można
powiedzieć, że wszystkie dni mijały tak samo. Giselle zmuszała Cassie, aby ta
pojawiała się na każdej rytmice, pomagała jej nawet uczyć się chodzenia na
obcasach w domu (co oczywiście nie obyło się bez upadków i siniaków), opalały
się na plaży (tylko we dwie, bo Cassandra nie chciała nikomu pokazywać ciała),
Cass pilnie uczyła się na wszystkich lekcjach zyskując pochwały, w weekendy
chodziły na ogniska. I tu się trochę sprawa komplikowała.
Florence
była bardzo zła na Cassandrę. Jak zdążyła to ostatnio wywnioskować krukonka,
była zazdrosna, bo ona rozmawiała z Gabrielem. Tym Gabrielem, o którym śmiało można powiedzieć, że spadł z Olimpu.
Na samą myśl o tym chciało się Cassie śmiać, bo przecież Flora nie miała
żadnych podstaw do bycia zazdrosną, no bo o co?
Nie
mogąc już wytrzymać tego napięcia powiedziała o całej sytuacji Giselle.
Dziewczyna roześmiała się perliście tłumacząc, że Flora podkochuje się w nim od
kilku lat, a on nie zwraca na nią nawet
uwagi. Ta wiadomość jednak nie pomogła Cassandrze w dalszym znoszeniu docinek
kierowanych do niej z ust Florence.
Dodatkowym
szokiem dla Meadowes było to, że od czasu pierwszego ogniska Isabela Mounvelle
zaczęła traktować ją jak koleżankę, a nie jak uciekinierkę z Akademii Stworów.
Nie była taka głupia jak wydawała się na początku. Cassandra mogła normalnie z
nią porozmawiać na wszelakie tematy, oczywiście szerokim łukiem omijając temat
mody.
Cassandra
razem z Giselle i jej koleżankami szły na rytmikę. Za każdym razem na zajęciach
pokazywało się więcej osób. Otóż uczniowie Beuxbatons bardzo lubili wszelakie
zajęcia artystyczne, a taniec należał do ich ulubionych.
- Giselle,
czy twoja ekscytacja ma we mnie wzbudzić prawo do niepokoju? - Cassandra
przypatrywała się uważnie koleżance, która szła w podskokach uśmiechnięta od
ucha do ucha. Takie zachowanie zazwyczaj zwiastowało coś, co krukonce
niekoniecznie się spodoba.
-
Dzisiaj będziemy ćwiczyć taniec w butach na obcasie - oznajmiła wesołym tonem i
dopiero po chwili zorientowała się, że Cassie zatrzymała się. - Nie martw się,
wzięłam twoje szpilki - radośnie poklepała swoją torbę.
Meadowes
przeniosła wzrok na uczennice Beuxbatons i zdała sobie sprawę, że są one
szczęśliwe tak samo jak Giselle. Czyli akurat ta dziedzina tańca musiała się cieszyć u dziewcząt sporą
popularnością. Zrezygnowana przejechała dłonią po twarzy uznając, że dzisiaj
czeka ją śmierć.
Podniecone
szepty dziewcząt przerwał głos trenerki, która pojawiła się na środku
postukując obcasami. Uśmiechała się szeroko patrząc na swoje uczennice
dokładnie wiedząc na co one czekają.
-
Dzisiaj, moje drogie, poskaczemy sobie trochę na szpilkach - zawołała radośnie
przy akompaniamencie wiwatów dziewczyn.
Cassandra
krytycznie spojrzała na buty przed nią. Ich czerń była zbliżona do granatu
przez co czerwona podeszwa doskonale odcinała się kolorystycznie. Platforma
wynosząca cztery centymetry powodowała, że te prawie trzynastocentymetrowe
szpile były zdolne do tego, aby w nich chodzić. W każdym razie dla Giselle.
Cassandra miała nadal lekkie problemy i nie czuła się w nich swobodnie. A teraz
ma je założyć na stopy i w nich pajacować. Koniec świata.
-
Cassandro, czy coś się stało? - Georgine wyrosła przed nią tak nagle, że
podskoczyła przerażona.
-
Czy to konieczne? - zapytała marszcząc nos i podbródkiem wskazując buty. -
Jestem pewna, że kiedy w nich podskoczę to się połamią - chwytała się każdej
wymówki byleby uniknąć ich włożenia.
-
Złotko, to są buty od Russou, nie ma nawet takiej opcji, aby coś im się stało -
zapewniła ją z gorącym uśmiechem Georgina, a wokół nich momentalnie zjawiły się
wszystkie dziewczyny z nabożną czcią patrząc na szpilki.
-
Ehm... Powiedzmy, że nie jestem stworzona do tego, aby w nich paja... skakać -
poprawiła się szybko splatając dłonie za plecami. Miała poważne obawy co do
tego tańca-połamańca. Była niemalże pewna tego, że po czterech krokach zaliczy
zjawiskową glebę.
-
Cassandro, uwierz mi na słowo, że ci się tak tylko wydaje.
Georgina
kładąc jej dłoń na ramieniu odciągnęła ich od wścibskich uszu dziewczyn.
-
Mademoiselle Georgine, ja i szpilki to fatalne połączenie - powiedziała
błagalnie mając nadzieję, że uda jej się udobruchać instruktorkę.
-
Cassandro, wiem, że nie czujesz się komfortowo w tych butach, a twoja pewność
siebie leży na podłodze i kwiczy - zaskoczona Cassie uniosła brwi. - Musisz
uwierzyć w siebie, poczuć się kobietą! Pamiętaj, że matka natura o nikim nie
zapomina - dodała z tajemniczym błyskiem w oku.
Co ma piernik do wiatraka? przyszło na
myśl Cass kiedy patrzyła za oddalającą się postacią kobiety. Stwierdzając, że
zajmie się rozmyśleniami na ten temat później, podreptała na swoje miejsce z
obawą wsuwając na stopy szpilki.
Stała
w nich pewnie, gorzej się miała sytuacja kiedy musiała pokonać dłuższy dystans.
A kiedy doszły skoki Cassandra o mało co, by nie powitała podłogi twarzą, gdyby
nie szybka reakcja Georgine.
Kiedy
już wieczorem leżała w łóżku i myślała o zajęciach tanecznych z bólem
stwierdziła, że to była łatwizna z tym co ją czeka. Otóż na koniec lekcji,
Georgina zaprezentowała im cały układ, który rzekomo mają pokazać po powrocie
do Hogwartu w grudniu.
Na szczęście,
zapewne nie przeżyję do tego czasu, z tą myślą usnęła zupełnie zapominając
o wszystkim.
Britney Spears - Work B**ch
Giselle
krzątała się po pokoju nawet nie starając się być cicho, bo zaraz i tak miała
zamiar obudzić Cassandrę. Zdążyła już się ubrać i naszykować ciuchy dla Cassie.
Mniej więcej ogarnęła sypialnię, poukładała podręczniki, pergaminy i kałamarze,
przy których szatynka siedziała pół nocy. Nie mając już nic więcej do zrobienia
oraz czując burczenie w brzuchu, podeszła do słodko śpiącej dziewczyny.
-
Cass! - krzyknęła doskonale zdając sobie sprawę, że tylko tym sposobem może ją
dobudzić.
Meadowes
odwróciła się do niej plecami nakrywając głowę kołdrą.
-
Wstawaj! Dochodzi już dziewiąta! - krzyczała próbując wyrwać z rąk koleżanki
pościel.
-
Lelle, bądź taka miła i odwal się ode mnie - warknęła Cassandra przyjmując
pozycję embrionalną, gdy Giselle zabrała jej kołdrę.
-
Na litość anielską! Jesteś już tutaj ponad trzy tygodnie i jeszcze nie
przyzwyczaiłaś się do wczesnego wstawania?! - zawołała wzburzona Gi brutalnie
zrzucając Cass z łóżka.
-
Pogrzało cię?! Nie wystarczy ci, że na tej śmiesznej rytmice prawie ciągle
ląduje na podłodze? - syknęła krukonka rozmasowując obity tyłek.
Giselle
uśmiechnęła się prześlicznie, a jej oczy błyszczały dziko. Cassandra już bardzo
dobrze wiedziała, że taki wyraz twarzy nie oznacza nic dobrego. Był to alarm.
Alarm, aby wiać tam, gdzie pieprz rośnie!
-
Nie, nie zgadzam się! - zawołała od razu Cassie momentalnie stając na nogach
groźnie przypatrując się brunetce.
-
Ale nawet nie wiesz na co - Giselle roześmiała się wesoło podnosząc z łóżka.
- I
chyba nie chce wiedzieć - mruknęła pod nosem Meadowes.
-
Ależ owszem, chcesz - odparła Blanche nic sobie nie robiąc ze spojrzenia
koleżanki, którego pozazdrościł by jej sam bazyliszek. - Zaraz, od kiedy mówisz
do mnie Lelle? - dopiero teraz dotarło do niej co wcześniej na śpiocha mówiła
dziewczyna.
-
Em... Od dzisiaj? - zapytała bezradnie wzruszając ramionami. Gi machnęła tylko
ręką. Wzięła z krzesła czyste ubrania i rzuciła w stronę Cassandry.
-
Twoja mama pozwoliła mi robić zakupy za ciebie - powiedziała brunetka z
szerokim uśmiechem machając świstkiem pergaminu.
Cassandra
zrobiła wielkie oczy nie dowierzając w to, co usłyszała. To było tak
niemożliwe, a zarazem jak najbardziej realne, że nie mieściło jej się to w
głowie. Kiedy jednak wyobraziła sobie sytuację, w której jej mama odczytuje
list zdała sobie sprawę, że to jest jak najbardziej możliwe.
Niczym
ryba wyjęta z wody, otwierając i zamykając usta, schyliła się po ubrania, które
niechcący opuściła.
-
Ty chyba sobie ze mnie jaja robisz - Cassie miała ochotę potraktować Giselle
rictusemprą, wpakować do trumny i zakopać głęboko pod ziemią. Może wtedy ta
sytuacja nie wydawałaby jej się taka zabawna i nie urządzała Cassandrze takiego
piekła.
Zdegustowana
uniosła obie ręce przypatrując się krytycznie ciuchom. W jednej dłoni trzymała
stanik, mocno usztywniany, elastyczny i bardziej zabudowany, zaś w drugiej
elastyczne rajstopy, w których odcięto materiał poniżej kostki.
-
Co to ma być?! - zawołała przerażona.
Giselle
teatralnie wywracając oczami rzuciła się na łóżko, które przed chwilą zajmowała
szatynka.
-
Sportowy stanik i legginsy - wyjaśniła jakby tłumaczyła małemu dziecku, że
czekoladowe żaby są szybkie, więc musisz jeszcze szybciej im odgryźć głowę.
-
Cokolwiek wymyśliłaś, ja nie chcę! - zawołała zrozpaczona Cassie. - Nie włożę
tego na siebie! Cały brzuch mi będzie widać, tyłek i... i w ogóle! Ja nie chcę!
-
Będziemy biegać codziennie rano. I to nie jest tylko mój pomysł! - dodała od
razu widząc mordercze spojrzenie Meadowes. - Georgine stwierdziła, że to bardzo
dobry pomysł, bo wyrobi Ci kondycję. Przypomniała mi oczywiście o odpowiednim
ubiorze i butach - w tym momencie pacnęła się w czoło, po czym zamaszystym
ruchem otworzyła szafę.
Pogrzebała
chwilę między pudełkami, aż w końcu wyjęła jedno wręczając je Cassandrze. Ta
widząc jej ponaglające spojrzenie, zsunęła pokrywę, na której znajdował się
mały znicz, a jej oczom ukazały się czarne adidasy z błękitnymi wstawkami.
Cassie spojrzała na spodnie i top sportowy stwierdzając, że całość komponuje
się kolorystycznie. W czarnych legginsach guma na pasie była błękitna, zaś top
był cały w tym kolorze.
-
Twoja mama napisała, że niebieski to twój ulubiony kolor - Giselle uśmiechnęła
się szeroko nic sobie nie robiąc z podłego humoru koleżanki. - qDitch to
najlepsza firma! To u nich zamawiają stroje praktycznie wszystkie drużyny
Quiditcha. Zamówiłam ci jeszcze bluzę, ale przyjdzie dopiero za parę dni. Będziesz
miała na plecach napis Cassandra! No
bo w legginsach na tyłku masz Meadowes.
Zrozpaczona
Cassie przejechała dłonią po twarzy nie wiedząc czy ma się śmiać, czy płakać.
Otóż krukonka nigdy nie uprawiała
żadnego sportu, nigdy nie chodziła w
takich skąpych ciuszkach, a tym bardziej nigdy
nie miała czegoś od qDitch'a!
- Ale
podoba ci się, prawda? Szukałam ich specjalnie dla ciebie - Giselle spojrzała
na nią smutno spuszczając po chwili głowę i splatając dłonie na podołku.
Nie
mając serca jej odmówić przytaknęła słowom dziewczyny, dziękując za tak
wspaniały gest.
Pół
godziny później przeklinała w duchu samą siebie, za to, że dała się nabrać na
słodkie oczka Giselle. To było najgorsze pół godziny jej życia. Nijak się miała
do tej przebieżki rytmika, która teraz wręcz wydawała się przyjemna, bo
przecież kręcenie biodrami jest o wiele mniej męczące niż zmuszanie swoich nóg
do morderczego maratonu.
Wymęczona
opadła na kamień od razu wkładając głowę między nogi. Kolejna lekcja, która
wyniosła od Mademoiselle Georgine. Nagle słońce przestało grzać w jej głowę,
domyślając się, że to Giselle warknęła pod nosem.
-
Lelle, na gacie Merlina, nienawidzę cię - wycedziła przez zaciśnięte zęby
powoli podnosząc głowę. Momentalnie nabrała wody w usta zdając sobie sprawę, że
Gi kuca obok krztusząc się ze śmiechu, a przed nią stoi nikt inny jak Gabriel
we własnej osobie.
Cassandra
momentalnie spuściła głowę rzucając przerażone spojrzenie Giselle. Po chwili
samym wzrokiem dała jej znać, że jak tylko zostaną same jest martwa.
-
To miłe, że zdrobnienie naszej wspaniałej koleżanki - tutaj uśmiechnął się
złośliwie do Gi, której oczy ciskały błyskawice - przyjęło się u ciebie.
Z
ust Cassandry wydobyło się ciche mwph,
gdyż niezdolna była powiedzieć cokolwiek. Nerwowym ruchem poprawiła okulary na
nosie patrząc wszędzie tylko nie na chłopaka, który onieśmielał ją do tego
stopnia, że miała ochotę iść utopić się w morzu, które było w zasięgu jej
wzroku.
-
Biegacie? Mogę się dołączyć? - Gabriel uśmiechnął się nieziemsko, a Cassandra
miała wrażenie, że jej język zaplątał się w supeł, gdyż odmówił współpracy.
Z
pomocą nadeszła jej Giselle...
-
Oczywiście! Właśnie miałyśmy zacząć wracać!
...
albo i nie.
Cassie
jęknęła w duchu błagalnie wpatrując się w Lelle, jednak ta uśmiechała się od
ucha do ucha. Czuła się jakby zaraz miała się zapaść pod ziemię, a jeśli to by
się nie stało, to poszłaby na plażę i zakopała się w piasku.
-
Komu w drogę, temu w czas! - zawołała radośnie Giselle podskakując dwa razy.
Rozważania,
na temat długiej i wyjątkowo bolesnej śmierci Blanche, przerwała Cassie ręka,
która pojawiła jej się tuż przed oczami. Zaskoczona podniosła głowę i
dostrzegła śmiejące się brązowe oczy Gabriela. Kompletnie nie panując nad swoim
ciałem, chwyciła jego dłoń i po chwili już stała pewnie na nogach. Nieco
zdezorientowana spojrzała na Giselle, której mina była nietęga, a później na
Gabriela, który obdarzył ją najśliczniejszym uśmiechem jaki kiedykolwiek w
życiu widziała, że aż zmiękły jej kolana. Jak w takim stanie ma biegać?!
Zaciskając
zęby ruszyła za Giselle, która narzuciła szaleńcze tempo. Czując palące mięśnie
nie odpuszczała sobie ani trochę, doskonale wiedząc, że po prostu nie może
sobie na to pozwolić w towarzystwie Gabriela (jakkolwiek głupia nie byłaby ta
teoria).
Niczym
zombie, ostatkami sił pokonała schody i doczłapała się do łóżka z zamiarem nie
wstawania z niego do końca życia. Była wykończona. Nie miała bladego pojęcia
ile mil przebiegła, ale z pewnością za dużo.
Za
to Giselle, która przycupnęła obok niej, wydawała się być zaledwie lekko zdyszana.
W tym momencie Cassandra oddałaby wszystkie skarby świata za jej kondycję.
-
Cassie, przysięgnij mi coś - odezwała się nagle z poważną miną.
-
Ale co? - zdziwiona spojrzała na nią nie mając siły nawet unieść głowy.
-
Ale obiecaj.
-
No, ale co?
-
Obiecaj, że będziesz uważała na Gabriela.
-
Em... Obiecuję?
Najukochańsza
mamo! (Tak, to jest ironia)
Rozumiem,
że mnie kochasz i o mnie się martwisz, ale nadanie Gieselle pozwolenia, aby
kupowała dla mnie ciuchy to jak dodanie eliksiru czystej śmierci do soku!
Zapewne znany już Ci jest strój sportowy od qDitch'a? Nie wiem, której z was
mam za to nienawidzić.
Zajęcia
bardzo mi się podobają, oprócz rytmiki (podziękuj pani Zabini za buty), która
jest okropna i gdybym tylko mogła to bym się z niej wypisała! Nie masz pojęcia
jak wielu nowych rzeczy się uczę. Może nie wszystkie są przydatne (zaklęcie na
podkręcenie rzęs, tsaa...), ale wiadomo, dodatkowa wiedza nie jest zła.
Zanim
zapytasz, tak, uczę się grać na fortepianie, dwa razy w tygodniu. Nawet
znalazła się nauczycielka co uczy mnie śpiewu. Swoją drogą nadal mnie ciekawi
to, że jeszcze uszy jej nie zwiędły. Może ma na to jakiś eliksir?
Mam
nadzieję, że u Ciebie wszystko w porządku. Pozdrów panią Malfoy i Zabini, bo
śmiem twierdzić, że są ciekawe co u mnie.
Całuski,
Cassie
P.S.
Zanim wpadniecie na ten durny pomysł, NIE KUPUJCIE MI SZPILEK!
_______________________________________________
Nie wiem czemu, ale podoba mi się ten rozdział. Sama firma qDitch bardzo przypadła mi do gustu :D Wiem, że na razie rozdziały są trochę jak flaki z olejem, ale wiadomo początki zawsze są trudne, tak więc mam nadzieję, że już niedługo bardziej otworzę się na opisy. A w między czasie zapraszam was do historii matki Cassandry - Dorcas Meadowes. Tę historię tworzę już dość długo i jest ona dość... niskich lotów? Chyba tak.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz