poniedziałek, 21 października 2013

Prolog: W oczach miała tylko morze pustki


            Dziewczyna, o jasnych włosach, jak głupia skakała wokół łóżka trajkocząc niczym przekupki na targu. Niestety jej nastrój nie udzielał się koleżance, która wyraźnie przybita siedziała na łóżku.
            - Daj spokój, Cass, nie możesz się wiecznie smucić! - zawołała blondynka z impetem opadając na łóżko.
            - Wiesz, niecodziennie się słyszy z ust swojej przyjaciółki, że jesteś największą brzydulą w całej szkole i że mogę już teraz zacząć adoptować koty, bo i tak zostanę starą panną - jęknęła boleśnie dziewczyna nerwowym ruchem poprawiając okulary na nosie. Pociągnęła nosem nie mogąc się pozbyć tych bolesnych słów, które zagnieździły się w jej głowie chyba już na zawsze.
            - W takim razie co to jest za przyjaciółka? - zapytała ironicznie wpatrując się w drzwi, które właśnie się otworzyły.
            Cassandra momentalnie podążyła za spojrzeniem koleżanki, ale równie szybko wzrok zwróciła w inną stronę. Nie miała teraz ochoty patrzeć na Nadine, która napuszona niczym paw chodziła po dormitorium wkładając do kufra pojedyncze rzeczy.
            - Chodź na kolację. James coś jeszcze ode mnie chciał, więc muszę go znaleźć - blondynka złapała za ramię Cassie i wyciągnęła siłą z pokoju.
            - Ale Meg, ja... - próbowała się bronić, ale marnie jej to szło.
            Wcale nie miała ochoty pokazywać się ludziom, a co dopiero przebywać niedaleko Jamesa Pottera. Jednakże kiedy zdała sobie sprawę, że nic nie zdziała, potulnie niczym baranek podążała za Megan starając się być jej cieniem. Całkiem dobrze jej to szło, bo wszyscy, z którymi blondynka rozmawiała, zdawali się Cassandry nie zauważać, albo być może zauważyć jej nie chcieli.
            Został jej jeden dzień. Da radę i wytrzyma, a potem wróci do domu na wakacje i razem z mamą wybiorą kurs, na który pojedzie w tym roku. Dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że są już pod Wielką Salą, a Megan wesoło gawędzi sobie z Potterem. Cassandra przełknęła ślinę modląc się, aby przypadkiem nie ściągnąć na siebie czyjegoś wzroku.
            - A wy jakie macie podejrzenia? Kogo wybiorą z Gryffindoru? - zapytała Meg, a Cass żołądek skurczył się nieprzyjemnie. Przez te całe zamieszanie z Nadine zupełnie zapomniała o tym, że to dzisiaj dyrektor powie kto uda się na wymianę do innej szkoły.
            Cassandra marzyła o tym od pierwszego września, czyli od dnia, w którym ta nowina została ogłoszona. Widziała w tym nowy start. Tak jej się przynajmniej wydawało, że się stanie. Ale potem pojawiła się Nadine, która brutalnie przywróciła ją do rzeczywistości mówiąc, że nie ważne jest otoczenie, bo brzydulą będzie nadal.
            Mimo wszystko przez cały rok uczyła się modląc się, aby to ona została wybrana. Już w pierwszej klasie przyklejono jej etykietki brzyduli i kujonki, więc nie przejmowała się tym, że całe dnie spędza w bibliotece i nie uczestniczy w imprezach, które organizował jej dom. Była wyrzutkiem. Nikt nie chciał się z nią zadawać, chyba, że widział w tym interes jak przepisanie notatek czy pomoc w pracy domowej. Cassandra za każdym razem udostępniała notatki i oferowała pomoc naiwnie wierząc, że może się z kimś zaprzyjaźni.
            Lata mijały, a znajomych nie przybywało. Wcześniej jej to nie doskwierało tak bardzo, ponieważ miała Nadię, najlepszą przyjaciółkę od pierwszego dnia w szkole. Tak przynajmniej myślała jeszcze do niedawna. Nadine olała ją dla chłopaka i zupełnie jakby nagle przejrzała na oczy zaczęła traktować Cass jak robiła to reszta szkoły.
            Była też oczywiście Megan. Może przyjaciółką Cassandry nie była, ale zawsze była dla niej miła i nawet kilka razy próbowała wyciągnąć ją na imprezę. Cassie jednak unikała imprez, bo tam zawsze były osoby, który się z niej naśmiewały i wyciągały na wierzch brudy z jej życia. Tym bardziej nigdzie z Meg chodzić nie chciała, bo ta była bliską przyjaciółką Jamesa Pottera, jednego z najprzystojniejszych chłopaków w całym Hogwarcie.
            Mechanicznie zjadła kolację i mając cały czas spuszczoną głowę wpatrywała się w swoje dłonie. Przez te wszystkie lata nauczyła się być niemalże niewidzialną. W pokoju wspólnym krukonów nie bywała prawie w ogóle. Podczas posiłków siadała zazwyczaj na końcu stołu. Ostatnimi czasy sama, ponieważ Nadine towarzyszyła swojemu chłopakowi w środkowej części stołu.
            - Mam nadzieję, że już się najedliście - przemówił dyrektor rozglądając się z uśmiechem po sali. - Jestem pewien, że bardzo się niecierpliwicie - Dumbledore zachichotał cicho, a Cassie miała ochotę udusić go za to, że przeciąga.
            - Wybrane osoby prosiłbym, aby podeszły i stanęły obok mnie - zrobił dramatyczną pauzę, którą od razu wykorzystała Megan.
            - Cass, jak to nie będziesz ty, to osobiście go zamorduję - blondynka uśmiechnęła się szeroko, a Cassie drgnęła nerwowo.
            - Do Durmstrangu udadzą się panna Lara Quin z Ravenclawu oraz panowie Christopher Black z Gryffindoru, Anthony Swain z Hufflepuffu i Erik Lambert ze Slytherinu! - w całej sali wybuchły oklaski, a na podium pojawiła się szczęśliwa czwórka.
            Cassie zadrżała, kiedy zdała sobie sprawę, że zaraz będą typowani do Beuxbatons, szkoły jej marzeń.
            - Do Akademi Magii Beuxbatons pojedzie pan Matthew O’Conner z Gryffindoru oraz panie Evelyn Smith z Hufflepuffu, Isabela Mounvelle ze Slytherinu i Cassandra Meadowes z Ravenclawu!
            Cassie siedziała jak sparaliżowana. Nie wierzyła w to co się stało.
            - Dostałaś się! - krzyczała uradowana Megan. Szatynka spojrzała na nią wielkimi oczyma, wciąż nie mogąc uwierzyć w to, że jej marzenia powoli zaczynają się spełniać.
            Mając nogi jak z waty wstała z krzesła i ruszyła w stronę pozostałych wybranych.
            - ...brzydula się dostała...
            - ... jej matka puszczała się z szefem aurorów..
            - ... podobno jej stara jest wilą...
            - ... niewiele jej to dało, przypomina gumochłona...
            - ... pewnie ma chody u starego Dumbla...
            Cassandra z całej siły starała się nie rozpłakać słysząc te wszystkie komentarze. Czuła ogromną gulę w gardle i niemiły ucisk w żołądku. Nikt nie zwrócił uwagi na to, że cały swój czas poświęciła na naukę. Wszyscy widzieli tylko to, że miała piękną matkę pół-wilę, a ona sama z okularami na nosie, lekko krzywymi zębami i totalnym brakiem figury zajmowała pierwsze miejsce na liście najbrzydszych dziewczyn Hogwartu całego stulecia.
            Czy to, że nie była ładna od razu zwalniało ją z posiadania uczuć? Czy oni wszyscy myśleli, że te komentarze wcale jej nie bolą? Że ona nie płacze w nocy w poduszkę? Kiedy Evelyn Smith spojrzała na nią z góry zgarbiła się starając się nie patrzeć na nic oprócz własnych butów.

            Cassandra siedziała w starej nieużywanej klasie na drugim piętrze. Zegar piętnaście minut temu wybił pierwszą w nocy. Zrezygnowała westchnęła nie zwracając nawet uwagi na grzywkę wpadającą do oczu. Pogrążyła się w mrocznych myślach i dopiero odgłos zamykanych drzwi wyrwał ją z otępienia.
            - Gratuluję! Wiedziałem, że się dostaniesz - zawołał chłopak podbiegając do szatynki i ściskając ją mocno.
            - Nikt cię nie widział? - zapytała drżącym głosem.
            - Cass, przestań - zganił ją odsuwając ją od siebie na długość ramion.
            - Blaise, dobrze wiesz, że oni mnie nienawidzą. Nie ma sensu, aby znienawidzili Ciebie poprzez zadawanie się zemną - mówiła raz co raz pociągając nosem.
            - Daj spokój! Megan normalnie z tobą rozmawia, a nikt nie ma do niej pretensji...
            - Bo z Meg dzielę dormitorium - westchnęła ponownie patrząc na twarz przyjaciela. - Znowu dzisiaj mówili, że moja matka musiała się puścić z jakimś trollem skoro urodziło się coś takiego jak ja - zaszlochała ukrywając twarz w dłoniach.
            Zabini zamknął Cassandrę w niedźwiedzim uścisku i kołysał uspakajająco. Przez tyle lat nie znalazł sposobu, aby Cassie w szkole żyło się lepiej. Ale miała rację, gdyby spotykali się i rozmawiali normalnie w szkole dziewczyna byłaby jeszcze częściej na językach innych.
-           Jak to możliwe, że moja mama jest pół-wilą, a ja wyglądam jak gówno spod krzaka? - zapytała patrząc w przestrzeń ponad ramieniem Zabiniego. - Przecież ona jest piękna... Może ja nie jestem jej córką? - zapytała pustym głosem zwracając na chłopaka błękitne spojrzenie.
            - Przecież dobrze wiesz, że tak nie jest - pośpieszył z odpowiedzią starając się robić wszystko by Cassandra się nie załamała. Nie teraz kiedy pojedzie do Beuxbatons spełniać swoje marzenia.
            - Powinnam być ćwierć wilą - zaśmiała się gorzko zupełnie nie zwracając uwagi na łzy kapiące jej na sweterek od mundurka.
            Blaise spojrzał na szatynkę czując jak sam rozpada się na kawałki. Nie zasługiwała na taki los. Matka zawsze mu powtarzała, aby był miły dla Cassandry jak i pani Meadowes, ponieważ bardzo dużo w życiu przeszły. Nigdy jednak nie powiedziała mu co takiego się stało. Więc Blaise starał się jak mógł pomóc Cassie przejść przez te piekło jakim stał się dla niej Hogwart. Teraz ona wyjeżdżała i tam nie będzie w stanie jej dosięgnąć i pomóc.
            - Cierpienie należy do życia. Jeśli cierpisz, znaczy, że żyjesz. Pogódź się z tym mała dziewczynko - powtórzyła słowa zasłyszane w dzieciństwie. Nie pamiętała już kto je wypowiedział, ale starała się nimi pocieszać.
            Po raz ostatni przytuliła Zabiniego i zeskoczyła z ławki. Kiedy była już przy drzwiach zatrzymała się i obejrzała przez ramię.
- Do zobaczenia za pół roku, Blaise.

            Taka została mu już w pamięci. Z wielkimi okularami na nosie, ciasnym warkoczem zwiniętym w koka oraz w za dużym mundurku. I smutna. W jej oczach jedyne co można było dostrzec to morze pustki.

*

Uh... Nie wiem czy dobrze robię zaczynając te opowiadanie. Ale czuję wewnętrzną potrzebę pokazania wam historii Cassandry! Za wszystkie literówki baaardzo przepraszam, ale edytor tekstu, którego używam nie jest taki inteligentny jak Word (moje uszanowanie dla pakietu Office).

Obserwatorzy