czwartek, 14 listopada 2013

Rozdział 2: Bursztynowa gorycz

BritneySpears - I'm Not a Girl, Not Yet a Woman


            Cassandra siedziała w ławce starając się zanotować wszystko co mówiła profesorka. Było to trudne z tego względu, że mówiła dość szybko i po francusku. Dziewczyna dopiero przestawiała się na ten język, ale nawet czasem udawało jej się myśleć po francusku z czego niezmiernie się cieszyła. Ignorowała rozbawione spojrzenie Giselle, dla której to wszystko było niesamowicie nudne. Cassandrę jednak historia magiczna Francji bardzo fascynowała, więc nie zważała na pannę Blanche.
            - Wiesz co, jesteś jedyną osobą, która tak pilnie słuchała profesor Antonii - odezwała się Giselle kiedy wyszły z klasy i kierowały się w stronę sali do rytmiki. Cassie przyjrzała jej się uważnie.
            - Mówiłam ci już, że lubię się uczyć - odpowiedziała zdmuchując natarczywie wpadającą grzywkę do oczu. - W Hogwarcie przynajmniej nie mogli się ze mnie naśmiewać, że jestem głupia - dodała zanim zdążyła się ugryźć w język.
            Gi przystanęła i spojrzała na nią uważnie.
            - Naśmiewali się z ciebie, dlatego, że nie jesteś... no wiesz? - zapytała zdziwiona zabawnie marszcząc czoło.
            - Oczywiście, że tak. Przecież przypominam trolla - sarknęła Cassandra ruszając gwałtownie przed siebie.
            - W Beuxbatons coś takiego by nie przeszło - Giselle pośpieszyła za koleżanką. - Wiadomo są piękne dziewczyny, które zadzierają nosa, ale nigdy nie naśmiewały się z innych.
            Bo nie widziały mnie, przeszło Cassandrze przez myśl, ale zachowała to dla siebie. I tak już wystarczająco powiedziała Gi, w każdym razie więcej niżby chciała.
            Gdy doszły pod salę okazało się, że już wszyscy są. W każdym razie tak poinformowała Cassandrę Giselle. Drzwi otworzyły i stanęła w nich smukła blondynka. Uśmiechając się ciepło zaprosiła wszystkich gestem do środka. W sumie było ponad dwadzieścia osób.
            Cassie nie wiedziała co ją czeka, ale jakoś wcale jej się to nie podobało. Czuła jakby zaraz jej świat miał się skończyć. Nerwowo przestępowała z nogi na nogę nie wiedząc co ze sobą zrobić.
            - Dzisiaj moi kochani zaczniemy łagodnie. Zdaję sobie sprawę, że większość z was nigdy nie tańczyła, pomijając pijackie tańce-hulańce - kobieta uśmiechnęła się pod nosem. - Na moich zajęciach nauczycie się samby, rumby, walca, lambady, tanga, a panie także wymyślonego przeze mnie tańca na szpilkach, dlatego na waszej liście pojawiły się te buty.
            Cassandra czuła jak krew odpływa jej z głowy. Nie dość, że ma tańczyć to jeszcze ma to robić w morderczych butach. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że jej mama musiała doskonale o tym wiedzieć i to dlatego pani Zabini kupiła jej owe cudeńka od Russou. Niech będą przeklęte!
            - Cass, wszystko w porządku? - zapytała troskliwie Giselle dotykając ramienia dziewczyny.
            - Właśnie poznałam datę mojej śmierci - stwierdziła kwaśno Meadowes patrząc spod byka na instruktorkę. Gi roześmiała się i pociągnęła dziewczynę, mimo jej głośnych protestów, do drugiego rzędu.
            - Taniec jest bardzo ważny, Cass, a stojąc blisko będziesz w stanie lepiej widzieć ruchy nauczycielki - tłumaczyła francuzka widząc oburzoną minę dziewczyny.
           
            Nadeszła upragniona sobota, czyli dzień wolny od zajęć. Cassandra leżąc bezwładnie na łóżku miała wrażenie, że każdy mięsień woła o pomoc. Zakwasy ogarnęły całe jej ciało, a wspaniała Mademoiselle Georgine zabroniła im stosować jakichkolwiek eliksirów. Stwierdziła, że muszą poczuć swoje mięśnie, aby więcej serca włożyć w taniec i docenić trud jakiego on wymaga. Cassandra miała to wszystko gdzieś i zapewne już dawno by coś łyknęła, gdyby nie czujne oko Giselle.
            Dziewczyna była jednocześnie cudem i utrapieniem. Wspierała i rozbawiała Cassandrę każdego dnia, ale także pilnowała, aby pilnie przykładała się do zajęć, które krukonce niekoniecznie się podobały. Po ostatnich zajęciach, kiedy w końcu opanowała układ, niechętnie w duchu przyznała, że to całkiem dobra zabawa. Oczywiście nie powiedziała Giselle o dumie jaką poczuła, kiedy Georgine ją pochwaliła, bo musiała by się zmagać z zbyt dużym entuzjazmem Gi do końca dnia. Ba! Tygodnia!
            Zupełnie jakby Cassandra przywołała ją myślami, Giselle weszła do pokoju trzymając coś małego w dłoni. Usiadła na łóżku szatynki i widząc jej ponurą minę uśmiechnęła się szeroko.
            - Co tam masz? - zapytała Cassie wiedząc, że dziewczyna tylko na to czeka.
            - Kupiłam ci wsuwki, żebyś mogła spinać grzywkę - powiedziała wesoło machając jej przed oczami kartonikiem, na którym umieszczone były spinki. To sprawiło, że Cassandra momentalnie podniosła się czego mocno pożałowała, gdyż obolałe mięśnie dały o sobie znać.
            Odczepiła dwie wsuwki i spięła nieznośną grzywkę po bokach. Ucieszona, że w końcu normalnie wszystko widzi uśmiechnęła się szeroko.
            - No co? - zapytała Giselle, która marszczyła czoło.
            - Pozwól, że... - mruknęła wyciągając uprzednio włożone spinki. Sprawnym ruchem zebrała całą grzywkę dziewczyny i podniosła ją do góry spinając ją na czubku głowy. - Cassie, nie wiedziałam, że masz takie ładne oczy - powiedziała wpatrując się w szatynkę z szerokim uśmiechem.
            Cassandra onieśmielona zarumieniła się lekko. Nikt wcześniej nie powiedział jej, że coś w niej jest ładnego.
            - Em... Dzięki - mruknęła z nieśmiałym uśmiechem, po czym wstała i podeszła do lustra. Faktycznie upięta grzywka wyglądała całkiem znośnie no i odsłoniła twarz dziewczyny. Cassandra miała wrażenie, że nagle jej buzia bardzo się zmieniła.
            - Idziemy dzisiaj wieczorem na ognisko na plaży - powiedziała Giselle rzucając się na łóżko, a Cass momentalnie pobladła. Ognisko równa się impreza, a to oznacza wielu ludzi. Tak, była wyrzutkiem społecznym i nigdy nie uczestniczyła w żadnej imprezie. Ba! Nawet nigdy alkoholu nie piła.

Christina Aguilera - Keeps Gettin Better


            Dziewczyny szły wydeptaną ścieżką po wydmach reprezentując dwa odmienne nastroje. Giselle należała do osób niezwykle towarzyskich. Uwielbiała zawierać nowe znajomości będąc przy tym bardzo często naiwną, gdy po prostu ktoś ją wykorzystał przy pracy domowej lub coś w tym rodzaju. Zbytnio nie zwracała na to większej uwagi. Jej nowy cel był dość trudny i odmienny od wszystkich poprzednich. Postanowiła sobie, że pomoże Cassandrze czuć się dobrze ze sobą. Prawie się roześmiała kiedy przypomniała sobie ich wcześniejszą kłótnię o ubiór krukonki.
            - A może to? - Giselle trzymała w dłoniach zwiewną błękitną sukienkę.
            - Żartujesz sobie? - zapytała z wybałuszonymi oczami Cassie wyjmując z jej dłoni ubranie i chowając do kufra.
            - To może spódniczkę? O! Ta jest bardzo ładna!
            - Gi, ja nie chodzę, ani w spódniczkach, ani w sukienkach.
            - To czas zacząć - brunetka klasnąwszy w dłonie uśmiechnęła się szeroko.
            - Nie! - zawołała Cassandra, a jeszcze chwila i przytupnęłaby nogą.
            - Skoro ich nie nosisz to czemu je masz? - zapytała fracuzka marszcząc brwi.
            - Mama mi je kupuje - skrzywiła się, a Giselle wybuchła śmiechem.
            W końcu udało im się dojść do porozumienia i wybrały dla Cassandry rurki i zwykły top. Stanowczo zaprotestowała wszelakim dodatkom, ale Giselle uparła się, aby rozpuściła włosy. Osiągnąwszy kompromis udały się na ognisko.
            Obok paleniska kręciła się grupka osób, a ich śmiechy słychać było aż na wydmach. Gdzieś tam nawet grała muzyka. Meadowes zatrzymała się nagle, bo nogi razem z mózgiem odmówiły jej posłuszeństwa. Spojrzała panicznie na Giselle.
            - Coś się stało? - zapytała przyglądając się koleżance uważnie. Cassandra drgnęła nieznacznie i spuściła głowę.
            - Boję się - mruknęła cicho mnąc rąbek koszulki.
            - Czego? - spytała szczerze zdziwiona Giselle na co Cass westchnęła cicho.
            - Nie przebywam wśród ludzi, nie chodzę na imprezy...
            - Ale to nic strasznego - Gi uśmiechnęła się pocieszająco. - Zobaczysz, będzie fajnie. Zresztą musisz się trochę wyluzować, bo już niedługo Georgine da ci popalić.
            Cassandra jęknęła głośno, a Giselle zaśmiała się.
            - Ale jak będę się źle czuć to wracamy, dobra?
            - Dobra - Blanche uśmiechnięta od ucha do ucha pociągnęła Cassie za rękę w kierunku ogniska.
            Gdy tylko się pojawiły Giselle niemalże zniknęła w uściskach nieznanych Cassandrze osób przez co poczuła się strasznie nieswojo. Nerwowym ruchem poprawiła okulary uciekając wzrokiem w stronę spokojnego morza. Nie dostrzegając nic ciekawego przeniosła spojrzenie na ognisko.  Obok niego były dwa dość spore pnie, służące jako ławki, i parę koców. Zdziwiona krukonka zauważyła Isabelę Mounvelle, która z kwaśną miną popijała coś z kubeczka.
            - Tak, to jest Cassandra - doszło do uszu dziewczyny i od razu miała ochotę zapaść się pod ziemię, gdyż większość par oczu powędrowała w jej stronę.
            - Cass, poznaj moją najlepszą przyjaciółkę Florence - Giselle z uśmiechem wskazała na złotowłosą dziewczynę o orzechowych oczach.
            - Strasznie się cieszę, że w końcu cię poznałam! Masz tyle zajęć, że strasznie was ciężko złapać w szkole. Dam sobie rękę uciąć, że Isabela ma zaledwie połowę tego co ty.
            - Dodatkowo będzie z nami chodzić na historię wili! - zawołała podekscytowana Giselle, a Florence otworzyła szeroko oczy.
            - Serio? Ale super! - Cassandra mogłaby przysiąc, że przyjaciółki porozumiewały się za pomocą spojrzeń, bo po chwili Florence spojrzała na krukonkę, a oczy jej błyszczały.
            - Dziewczyny, przestańcie już gadać, bo nasza nowa koleżanka nie może nawet ust otworzyć - rozległ się męski głos, a Cassandra momentalnie odwróciła się w tym kierunku.
            Miała wrażenie, że zaraz oczy wyjdą jej z orbit, a serce wyskoczy z piersi. Przed sobą miała dość wysokiego chłopaka o zniewalającej urodzie. W czekoladowych oczach odbijały się refleksy płomieni. Mocno zarysowane kości policzkowe, pokryte lekkim zarostem, sprawiały, że wyglądał dojrzale i niezwykle męsko. Całość jednak teraz łagodziły urocze dołeczki w policzkach, które pojawiały się przy uśmiechu. No i te ramiona! Szerokie, ale bez przesady. Idealne, dokładnie takie o jakich Cassandra czytała w książkach.
            Zdając sobie sprawę, że ma otwarte usta szybko je zamknęła i uciekła wzrokiem w bok. Spotkania z taki bożyszczami nigdy nie kończyły się dobrze, dlatego Cassie miała ochotę uciekać, gdzie pieprz rośnie.
            - Gabriel, nie przesadzasz przypadkiem? - Florence zaśmiała się dźwięcznie niedbałym ruchem odrzucając złote włosy na plecy. Cassandra przyjrzała jej się uważniej i stwierdziła, że zachowanie dziewczyny nieznacznie się zmieniło. Nie znała się na flirtach i tych wszystkich trikach jakie dziewczyny stosują do uwodzenia, ale mogłaby przysiąc, że to był właśnie jeden z nich.
            - Lelle, jak byłabyś tak miła, czy mogłabyś przekazać Florence, że nie odzywam się do niej po tym jak wylała na mnie wiadro pomyj na zakończenie roku? - Gabriel zwrócił się z uprzejmym uśmiechem do Giselle, która wywrócił oczami.
            - Nic mnie to nie obchodzi - powiedziała słodko łapiąc Cassandrę za rękę i ciągnąc w stronę ogniska. Przycupnęły na piasku nie odzywając się. Cassie dlatego, że była raczej małomówna, a Gi wydawała się nad czymś rozmyślać.
            - Lelle? - powtórzyła Cassandra patrząc na brunetkę tym samym ściągając na siebie jej uwagę. - To twoje zdrobnienie?
            Giselle skrzywiła się nieznacznie zabawnie przy tym marszcząc czoło.
            - Taa... Gabriel wymyślił to kilka lat temu i czasami niektórzy przejmują to. Wiesz, Giselle, Lelle, Srelle i tak dalej... - powiedziała nie bardzo zadowolona. Cassandra pokiwała głową i już otwierała usta kiedy pojawili się znajomi Blanche wciskając jej kubeczek do rąk. Nigdy nie piła alkoholu, więc nie wiedziała czego ma się spodziewać. Robiąc dobrą minę do złej gry starała się zamienić w cień, co tak dobrze zawsze wychodziło jej w Hogwarcie. Ale na nieszczęście dziewczyny nie tutaj.
            - Cassie, nie pijesz? - zapytała ciszej Giselle kiedy w końcu zostały na chwilę same.
            Cassandra zacisnęła zęby nie wiedząc co ma odpowiedzieć. No bo przecież nie chciała się spić jak prosiak. Nie raz widywała dziewczyny z jej domu, wracające bardzo chwiejnym krokiem do dormitoriów. W te dni były dla niej szczególnie miłe, dlatego, że była posiadaczką przeróżnych eliksirów. Może nie tego na kaca, bo nie miała potrzeby go tworzyć, ale chociażby te na ból głowy, brzucha czy nudności.
            - Cass?
            - Nigdy nie piłam alkoholu - westchnęła zrezygnowana stwierdzając, że najlepiej będzie powiedzieć prawdę. Giselle otworzyła szeroko oczy ze zdziwienia, ale szybko zreflektowała się i uśmiechnęła łobuzersko.
            - No to chyba najwyższy czas spróbować! - zaśmiała się i stuknęła w kubeczek dziewczyny. Cassandra chcąc nie chcąc wypiła kilka łyków starając się nie wypluć. Trunek był gorzki i palił w gardło, aż szatynka się wzdrygnęła.
            - Ohyda - skrzywiła się patrząc z urazą na bursztynowy płyn. Odpowiedział jej perlisty śmiech Giselle.
            - Niedługo będziesz śpiewać inaczej, zobaczysz - powiedziała z wesołymi iskierkami w oczach po czym podniosła się i ruszyła w kierunku drzew jednoznacznie pokazując, że musi siku.
            Cassandra z niechęcia zajrzała do swojego kubeczka i odsunęła się marszcząc nos. Nie rozumiała jak wszyscy mogli pić ten kwas. Co w tym jest takiego fajnego? Niemalże podskoczyła kiedy do jej kubka wleciało więcej bursztynowego płynu. Zaskoczona podniosła wzrok i ze zdziwienia uniosła jedną brew.
            Isabela Mounvelle przysiadła obok niej wypiwszy kilka łyków trunku.
            - Od kiedy się mnie przyznajesz? - Cassie wydawało się to co najmniej dziwne, że ślizgonka się do niej przyłączyła. No bo w końcu niecodziennie takie zdarzenia mają miejsce.
            - Sama się dziwię, że wydajesz mi się tutaj jedyną normalną osobą - odpowiedziała z głupawym uśmiechem wzruszając ramionami.
            Cassandra miała wrażenie, że gdyby nagle pojawili się kosmici oznajmiając, że ziemia nie istnieje na prawdę, byłaby mniej zdziwiona niż teraz po słowach Mounvelle. Zszokowana mimowolnie napiła się trunku krzywiąc się.

Blaise,
Z całym uszanowaniem, ale jak ty jesteś w stanie pić te ścierwo jakim nazywa się Ognista Whisky? Fuj, ble, ohyda! Nadal nie jestem w stanie przypomnieć sobie jak Giselle udało się mnie namówić do jej spróbowania. To było ZŁE. Mówię poważnie, Blaise. Już teraz wiem, dlaczego te wszystkie krukonki potrafiły być dla mnie miłe aż przez kilka dni!
Dość moich biadolenia. Mam nadzieję, że wakacje mijają Ci dobrze. Mówisz, że już ćwiczycie Quiditcha? Nigdy nie zrozumiem tego sportu, ale nie ważne i tak znasz dobrze moje zdanie na ten temat.
Notabene, wiesz co kupiła mi Twoja mama? Nie, nigdy nie zgadniesz. Merlinie, ratuj mnie! Tak, kupiła mi niebotycznie wysokie szpilki. A wiesz co jest najgorsze? Że ja będę musiała w nich tańczyć! Ha ha, dobre sobie.
Blaise, w jakie piekło ja się wpakowałam?

Prosto z francuskiego miasta rozpusty, Cassie




_________________________________
Wiem, że trochę czasu już minęło, ale ostatnio miałam kompletne koko bongo pisząc informacje, sylwetki, serwisy informacyjne i inne pierdoły. Dziękuję, za te miłe komentarze pod poprzednim postem :) A teraz idę już spać, bo jest pierwsza, a ja rano mam konferencję, na której pewnie usnę (z racji tego, że wczoraj miałam otrzęsiny i jeszcze tego nie odespałam ;) )

10 komentarzy:

  1. Rozdział jest świetny, Widzę, że Giselle ma coraz większy wpływ na Cass. No i zachowanie Izabelle. Myślałam, że będzie dobrze się czuła w takim towarzystwie, a tutaj taka niespodzianka. Gabriel zrobił wrażenie na Cassandrze. Coś czuję, że jeszcze się pojawi.
    Czekam niecierpliwie na następny rozdział i dodaję Cię do linków. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje, sama tez bardzo lubię Giselle :)
      Jak tylko naprawie laptopa to wejdę na Twoje blogi :)

      Usuń
    2. Ah i czy byś mogła podać link do swojego bloga? :) Niestety nie lubię google plus :(

      Usuń
    3. Ja też nie lubię google plus :)
      http://corka-lorda-voldemorta.blogspot.com/

      Usuń
  2. Rozdział jest świetny! Kiedy następny?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje :) podejrzewam, ze jakoś za tydzień, bo laptop popsuje i pisać nie mogę :(

      Usuń
  3. Cieszę się, że moja historia Cię zainteresowała :P co do Twojej; podoba mi się lubię Cassy i zauważyłam, że G. wywiera na niej coraz większy wpływ. Gabriel..hmm czyżby kroił się romans :) Pozdrawiam. broken-heart-ff

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, Giselle to zdecydowanie złota dziewczyna :) Gabriel? Czy on wdawałby się w jakiś romans? No nie wiem, nie wiem :D

      Usuń
  4. Wspaniałe opowiadanie i bardzo wciągające. Zaciekawiły mnie losy Cassie i nie mogę doczekać się nowego rozdziału. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę, że to co piszę jest interesujące. A nowy rozdział już niedługo! :)

      Usuń

Obserwatorzy