BritneySpears - I'm Not a Girl, Not Yet a Woman
Cassandra
siedziała w ławce starając się zanotować wszystko co mówiła profesorka. Było to
trudne z tego względu, że mówiła dość szybko i po francusku. Dziewczyna dopiero
przestawiała się na ten język, ale nawet czasem udawało jej się myśleć po
francusku z czego niezmiernie się cieszyła. Ignorowała rozbawione spojrzenie
Giselle, dla której to wszystko było niesamowicie nudne. Cassandrę jednak
historia magiczna Francji bardzo fascynowała, więc nie zważała na pannę
Blanche.
-
Wiesz co, jesteś jedyną osobą, która tak pilnie słuchała profesor Antonii -
odezwała się Giselle kiedy wyszły z klasy i kierowały się w stronę sali do
rytmiki. Cassie przyjrzała jej się uważnie.
-
Mówiłam ci już, że lubię się uczyć - odpowiedziała zdmuchując natarczywie
wpadającą grzywkę do oczu. - W Hogwarcie przynajmniej nie mogli się ze mnie
naśmiewać, że jestem głupia - dodała zanim zdążyła się ugryźć w język.
Gi
przystanęła i spojrzała na nią uważnie.
-
Naśmiewali się z ciebie, dlatego, że nie jesteś... no wiesz? - zapytała
zdziwiona zabawnie marszcząc czoło.
-
Oczywiście, że tak. Przecież przypominam trolla - sarknęła Cassandra ruszając
gwałtownie przed siebie.
- W
Beuxbatons coś takiego by nie przeszło - Giselle pośpieszyła za koleżanką. -
Wiadomo są piękne dziewczyny, które zadzierają nosa, ale nigdy nie naśmiewały
się z innych.
Bo nie widziały mnie, przeszło
Cassandrze przez myśl, ale zachowała to dla siebie. I tak już wystarczająco
powiedziała Gi, w każdym razie więcej niżby chciała.
Gdy
doszły pod salę okazało się, że już wszyscy są. W każdym razie tak
poinformowała Cassandrę Giselle. Drzwi otworzyły i stanęła w nich smukła
blondynka. Uśmiechając się ciepło zaprosiła wszystkich gestem do środka. W
sumie było ponad dwadzieścia osób.
Cassie
nie wiedziała co ją czeka, ale jakoś wcale jej się to nie podobało. Czuła jakby
zaraz jej świat miał się skończyć. Nerwowo przestępowała z nogi na nogę nie
wiedząc co ze sobą zrobić.
-
Dzisiaj moi kochani zaczniemy łagodnie. Zdaję sobie sprawę, że większość z was
nigdy nie tańczyła, pomijając pijackie tańce-hulańce - kobieta uśmiechnęła się
pod nosem. - Na moich zajęciach nauczycie się samby, rumby, walca, lambady,
tanga, a panie także wymyślonego przeze mnie tańca na szpilkach, dlatego na
waszej liście pojawiły się te buty.
Cassandra
czuła jak krew odpływa jej z głowy. Nie dość, że ma tańczyć to jeszcze ma to
robić w morderczych butach. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że jej mama
musiała doskonale o tym wiedzieć i to dlatego pani Zabini kupiła jej owe cudeńka od Russou. Niech będą przeklęte!
-
Cass, wszystko w porządku? - zapytała troskliwie Giselle dotykając ramienia
dziewczyny.
-
Właśnie poznałam datę mojej śmierci - stwierdziła kwaśno Meadowes patrząc spod
byka na instruktorkę. Gi roześmiała się i pociągnęła dziewczynę, mimo jej
głośnych protestów, do drugiego rzędu.
-
Taniec jest bardzo ważny, Cass, a stojąc blisko będziesz w stanie lepiej
widzieć ruchy nauczycielki - tłumaczyła francuzka widząc oburzoną minę
dziewczyny.
Nadeszła
upragniona sobota, czyli dzień wolny od zajęć. Cassandra leżąc bezwładnie na
łóżku miała wrażenie, że każdy mięsień woła o pomoc. Zakwasy ogarnęły całe jej
ciało, a wspaniała Mademoiselle Georgine zabroniła im stosować jakichkolwiek
eliksirów. Stwierdziła, że muszą poczuć swoje mięśnie, aby więcej serca włożyć
w taniec i docenić trud jakiego on wymaga. Cassandra miała to wszystko gdzieś i
zapewne już dawno by coś łyknęła, gdyby nie czujne oko Giselle.
Dziewczyna
była jednocześnie cudem i utrapieniem. Wspierała i rozbawiała Cassandrę każdego
dnia, ale także pilnowała, aby pilnie przykładała się do zajęć, które krukonce
niekoniecznie się podobały. Po ostatnich zajęciach, kiedy w końcu opanowała
układ, niechętnie w duchu przyznała, że to całkiem dobra zabawa. Oczywiście nie
powiedziała Giselle o dumie jaką poczuła, kiedy Georgine ją pochwaliła, bo
musiała by się zmagać z zbyt dużym entuzjazmem Gi do końca dnia. Ba! Tygodnia!
Zupełnie
jakby Cassandra przywołała ją myślami, Giselle weszła do pokoju trzymając coś
małego w dłoni. Usiadła na łóżku szatynki i widząc jej ponurą minę uśmiechnęła
się szeroko.
-
Co tam masz? - zapytała Cassie wiedząc, że dziewczyna tylko na to czeka.
-
Kupiłam ci wsuwki, żebyś mogła spinać grzywkę - powiedziała wesoło machając jej
przed oczami kartonikiem, na którym umieszczone były spinki. To sprawiło, że
Cassandra momentalnie podniosła się czego mocno pożałowała, gdyż obolałe
mięśnie dały o sobie znać.
Odczepiła
dwie wsuwki i spięła nieznośną grzywkę po bokach. Ucieszona, że w końcu
normalnie wszystko widzi uśmiechnęła się szeroko.
-
No co? - zapytała Giselle, która marszczyła czoło.
-
Pozwól, że... - mruknęła wyciągając uprzednio włożone spinki. Sprawnym ruchem
zebrała całą grzywkę dziewczyny i podniosła ją do góry spinając ją na czubku
głowy. - Cassie, nie wiedziałam, że masz takie ładne oczy - powiedziała
wpatrując się w szatynkę z szerokim uśmiechem.
Cassandra
onieśmielona zarumieniła się lekko. Nikt wcześniej nie powiedział jej, że coś w
niej jest ładnego.
-
Em... Dzięki - mruknęła z nieśmiałym uśmiechem, po czym wstała i podeszła do
lustra. Faktycznie upięta grzywka wyglądała całkiem znośnie no i odsłoniła
twarz dziewczyny. Cassandra miała wrażenie, że nagle jej buzia bardzo się
zmieniła.
-
Idziemy dzisiaj wieczorem na ognisko na plaży - powiedziała Giselle rzucając
się na łóżko, a Cass momentalnie pobladła. Ognisko równa się impreza, a to
oznacza wielu ludzi. Tak, była wyrzutkiem społecznym i nigdy nie uczestniczyła
w żadnej imprezie. Ba! Nawet nigdy alkoholu nie piła.
Christina Aguilera - Keeps Gettin Better
Dziewczyny
szły wydeptaną ścieżką po wydmach reprezentując dwa odmienne nastroje. Giselle
należała do osób niezwykle towarzyskich. Uwielbiała zawierać nowe znajomości
będąc przy tym bardzo często naiwną, gdy po prostu ktoś ją wykorzystał przy
pracy domowej lub coś w tym rodzaju. Zbytnio nie zwracała na to większej uwagi.
Jej nowy cel był dość trudny i odmienny od wszystkich poprzednich. Postanowiła
sobie, że pomoże Cassandrze czuć się dobrze ze sobą. Prawie się roześmiała
kiedy przypomniała sobie ich wcześniejszą kłótnię o ubiór krukonki.
- A może to? - Giselle trzymała w
dłoniach zwiewną błękitną sukienkę.
- Żartujesz sobie? - zapytała z
wybałuszonymi oczami Cassie wyjmując z jej dłoni ubranie i chowając do kufra.
- To może spódniczkę? O! Ta jest
bardzo ładna!
- Gi, ja nie chodzę, ani w
spódniczkach, ani w sukienkach.
- To czas zacząć - brunetka
klasnąwszy w dłonie uśmiechnęła się szeroko.
- Nie! - zawołała Cassandra, a
jeszcze chwila i przytupnęłaby nogą.
- Skoro ich nie nosisz to czemu je
masz? - zapytała fracuzka marszcząc brwi.
- Mama mi je kupuje - skrzywiła się,
a Giselle wybuchła śmiechem.
W
końcu udało im się dojść do porozumienia i wybrały dla Cassandry rurki i zwykły
top. Stanowczo zaprotestowała wszelakim dodatkom, ale Giselle uparła się, aby rozpuściła
włosy. Osiągnąwszy kompromis udały się na ognisko.
Obok
paleniska kręciła się grupka osób, a ich śmiechy słychać było aż na wydmach.
Gdzieś tam nawet grała muzyka. Meadowes zatrzymała się nagle, bo nogi razem z
mózgiem odmówiły jej posłuszeństwa. Spojrzała panicznie na Giselle.
-
Coś się stało? - zapytała przyglądając się koleżance uważnie. Cassandra drgnęła
nieznacznie i spuściła głowę.
-
Boję się - mruknęła cicho mnąc rąbek koszulki.
-
Czego? - spytała szczerze zdziwiona Giselle na co Cass westchnęła cicho.
-
Nie przebywam wśród ludzi, nie chodzę na imprezy...
-
Ale to nic strasznego - Gi uśmiechnęła się pocieszająco. - Zobaczysz, będzie
fajnie. Zresztą musisz się trochę wyluzować, bo już niedługo Georgine da ci
popalić.
Cassandra
jęknęła głośno, a Giselle zaśmiała się.
-
Ale jak będę się źle czuć to wracamy, dobra?
-
Dobra - Blanche uśmiechnięta od ucha do ucha pociągnęła Cassie za rękę w
kierunku ogniska.
Gdy
tylko się pojawiły Giselle niemalże zniknęła w uściskach nieznanych Cassandrze
osób przez co poczuła się strasznie nieswojo. Nerwowym ruchem poprawiła okulary
uciekając wzrokiem w stronę spokojnego morza. Nie dostrzegając nic ciekawego
przeniosła spojrzenie na ognisko. Obok
niego były dwa dość spore pnie, służące jako ławki, i parę koców. Zdziwiona
krukonka zauważyła Isabelę Mounvelle, która z kwaśną miną popijała coś z
kubeczka.
-
Tak, to jest Cassandra - doszło do uszu dziewczyny i od razu miała ochotę
zapaść się pod ziemię, gdyż większość par oczu powędrowała w jej stronę.
- Cass,
poznaj moją najlepszą przyjaciółkę Florence - Giselle z uśmiechem wskazała na
złotowłosą dziewczynę o orzechowych oczach.
-
Strasznie się cieszę, że w końcu cię poznałam! Masz tyle zajęć, że strasznie
was ciężko złapać w szkole. Dam sobie rękę uciąć, że Isabela ma zaledwie połowę
tego co ty.
-
Dodatkowo będzie z nami chodzić na historię wili! - zawołała podekscytowana
Giselle, a Florence otworzyła szeroko oczy.
-
Serio? Ale super! - Cassandra mogłaby przysiąc, że przyjaciółki porozumiewały
się za pomocą spojrzeń, bo po chwili Florence spojrzała na krukonkę, a oczy jej
błyszczały.
-
Dziewczyny, przestańcie już gadać, bo nasza nowa koleżanka nie może nawet ust
otworzyć - rozległ się męski głos, a Cassandra momentalnie odwróciła się w tym
kierunku.
Miała
wrażenie, że zaraz oczy wyjdą jej z orbit, a serce wyskoczy z piersi. Przed
sobą miała dość wysokiego chłopaka o zniewalającej urodzie. W czekoladowych
oczach odbijały się refleksy płomieni. Mocno zarysowane kości policzkowe,
pokryte lekkim zarostem, sprawiały, że wyglądał dojrzale i niezwykle męsko.
Całość jednak teraz łagodziły urocze dołeczki w policzkach, które pojawiały się
przy uśmiechu. No i te ramiona! Szerokie, ale bez przesady. Idealne, dokładnie
takie o jakich Cassandra czytała w książkach.
Zdając
sobie sprawę, że ma otwarte usta szybko je zamknęła i uciekła wzrokiem w bok. Spotkania
z taki bożyszczami nigdy nie kończyły się dobrze, dlatego Cassie miała ochotę
uciekać, gdzie pieprz rośnie.
-
Gabriel, nie przesadzasz przypadkiem? - Florence zaśmiała się dźwięcznie
niedbałym ruchem odrzucając złote włosy na plecy. Cassandra przyjrzała jej się
uważniej i stwierdziła, że zachowanie dziewczyny nieznacznie się zmieniło. Nie
znała się na flirtach i tych wszystkich trikach jakie dziewczyny stosują do
uwodzenia, ale mogłaby przysiąc, że to był właśnie jeden z nich.
-
Lelle, jak byłabyś tak miła, czy mogłabyś przekazać Florence, że nie odzywam
się do niej po tym jak wylała na mnie wiadro pomyj na zakończenie roku? -
Gabriel zwrócił się z uprzejmym uśmiechem do Giselle, która wywrócił oczami.
-
Nic mnie to nie obchodzi - powiedziała słodko łapiąc Cassandrę za rękę i
ciągnąc w stronę ogniska. Przycupnęły na piasku nie odzywając się. Cassie
dlatego, że była raczej małomówna, a Gi wydawała się nad czymś rozmyślać.
-
Lelle? - powtórzyła Cassandra patrząc na brunetkę tym samym ściągając na siebie
jej uwagę. - To twoje zdrobnienie?
Giselle
skrzywiła się nieznacznie zabawnie przy tym marszcząc czoło.
-
Taa... Gabriel wymyślił to kilka lat temu i czasami niektórzy przejmują to.
Wiesz, Giselle, Lelle, Srelle i tak dalej... - powiedziała nie bardzo
zadowolona. Cassandra pokiwała głową i już otwierała usta kiedy pojawili się
znajomi Blanche wciskając jej kubeczek do rąk. Nigdy nie piła alkoholu, więc
nie wiedziała czego ma się spodziewać. Robiąc dobrą minę do złej gry starała
się zamienić w cień, co tak dobrze zawsze wychodziło jej w Hogwarcie. Ale na
nieszczęście dziewczyny nie tutaj.
-
Cassie, nie pijesz? - zapytała ciszej Giselle kiedy w końcu zostały na chwilę
same.
Cassandra
zacisnęła zęby nie wiedząc co ma odpowiedzieć. No bo przecież nie chciała się
spić jak prosiak. Nie raz widywała dziewczyny z jej domu, wracające bardzo
chwiejnym krokiem do dormitoriów. W te dni były dla niej szczególnie miłe,
dlatego, że była posiadaczką przeróżnych eliksirów. Może nie tego na kaca, bo
nie miała potrzeby go tworzyć, ale chociażby te na ból głowy, brzucha czy
nudności.
-
Cass?
-
Nigdy nie piłam alkoholu - westchnęła zrezygnowana stwierdzając, że najlepiej
będzie powiedzieć prawdę. Giselle otworzyła szeroko oczy ze zdziwienia, ale
szybko zreflektowała się i uśmiechnęła łobuzersko.
-
No to chyba najwyższy czas spróbować! - zaśmiała się i stuknęła w kubeczek
dziewczyny. Cassandra chcąc nie chcąc wypiła kilka łyków starając się nie
wypluć. Trunek był gorzki i palił w gardło, aż szatynka się wzdrygnęła.
-
Ohyda - skrzywiła się patrząc z urazą na bursztynowy płyn. Odpowiedział jej perlisty
śmiech Giselle.
-
Niedługo będziesz śpiewać inaczej, zobaczysz - powiedziała z wesołymi
iskierkami w oczach po czym podniosła się i ruszyła w kierunku drzew
jednoznacznie pokazując, że musi siku.
Cassandra
z niechęcia zajrzała do swojego kubeczka i odsunęła się marszcząc nos. Nie
rozumiała jak wszyscy mogli pić ten kwas. Co w tym jest takiego fajnego?
Niemalże podskoczyła kiedy do jej kubka wleciało więcej bursztynowego płynu.
Zaskoczona podniosła wzrok i ze zdziwienia uniosła jedną brew.
Isabela
Mounvelle przysiadła obok niej wypiwszy kilka łyków trunku.
-
Od kiedy się mnie przyznajesz? - Cassie wydawało się to co najmniej dziwne, że
ślizgonka się do niej przyłączyła. No bo w końcu niecodziennie takie zdarzenia
mają miejsce.
-
Sama się dziwię, że wydajesz mi się tutaj jedyną normalną osobą - odpowiedziała
z głupawym uśmiechem wzruszając ramionami.
Cassandra
miała wrażenie, że gdyby nagle pojawili się kosmici oznajmiając, że ziemia nie
istnieje na prawdę, byłaby mniej zdziwiona niż teraz po słowach Mounvelle.
Zszokowana mimowolnie napiła się trunku krzywiąc się.
Blaise,
Z
całym uszanowaniem, ale jak ty jesteś w stanie pić te ścierwo jakim nazywa się
Ognista Whisky? Fuj, ble, ohyda! Nadal nie jestem w stanie przypomnieć sobie
jak Giselle udało się mnie namówić do jej spróbowania. To było ZŁE. Mówię
poważnie, Blaise. Już teraz wiem, dlaczego te wszystkie krukonki potrafiły być
dla mnie miłe aż przez kilka dni!
Dość
moich biadolenia. Mam nadzieję, że wakacje mijają Ci dobrze. Mówisz, że już
ćwiczycie Quiditcha? Nigdy nie zrozumiem tego sportu, ale nie ważne i tak znasz
dobrze moje zdanie na ten temat.
Notabene,
wiesz co kupiła mi Twoja mama? Nie, nigdy nie zgadniesz. Merlinie, ratuj mnie!
Tak, kupiła mi niebotycznie wysokie szpilki. A wiesz co jest najgorsze? Że ja
będę musiała w nich tańczyć! Ha ha, dobre sobie.
Blaise,
w jakie piekło ja się wpakowałam?
Prosto
z francuskiego miasta rozpusty, Cassie
_________________________________
Wiem, że trochę czasu już minęło, ale ostatnio miałam kompletne koko bongo pisząc informacje, sylwetki, serwisy informacyjne i inne pierdoły. Dziękuję, za te miłe komentarze pod poprzednim postem :) A teraz idę już spać, bo jest pierwsza, a ja rano mam konferencję, na której pewnie usnę (z racji tego, że wczoraj miałam otrzęsiny i jeszcze tego nie odespałam ;) )
Rozdział jest świetny, Widzę, że Giselle ma coraz większy wpływ na Cass. No i zachowanie Izabelle. Myślałam, że będzie dobrze się czuła w takim towarzystwie, a tutaj taka niespodzianka. Gabriel zrobił wrażenie na Cassandrze. Coś czuję, że jeszcze się pojawi.
OdpowiedzUsuńCzekam niecierpliwie na następny rozdział i dodaję Cię do linków. Pozdrawiam.
Dziękuje, sama tez bardzo lubię Giselle :)
UsuńJak tylko naprawie laptopa to wejdę na Twoje blogi :)
Ah i czy byś mogła podać link do swojego bloga? :) Niestety nie lubię google plus :(
UsuńJa też nie lubię google plus :)
Usuńhttp://corka-lorda-voldemorta.blogspot.com/
Rozdział jest świetny! Kiedy następny?
OdpowiedzUsuńDziękuje :) podejrzewam, ze jakoś za tydzień, bo laptop popsuje i pisać nie mogę :(
UsuńCieszę się, że moja historia Cię zainteresowała :P co do Twojej; podoba mi się lubię Cassy i zauważyłam, że G. wywiera na niej coraz większy wpływ. Gabriel..hmm czyżby kroił się romans :) Pozdrawiam. broken-heart-ff
OdpowiedzUsuńTak, Giselle to zdecydowanie złota dziewczyna :) Gabriel? Czy on wdawałby się w jakiś romans? No nie wiem, nie wiem :D
UsuńWspaniałe opowiadanie i bardzo wciągające. Zaciekawiły mnie losy Cassie i nie mogę doczekać się nowego rozdziału. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę, że to co piszę jest interesujące. A nowy rozdział już niedługo! :)
Usuń