Dziewczyna,
o jasnych włosach, jak głupia skakała wokół łóżka trajkocząc niczym przekupki
na targu. Niestety jej nastrój nie udzielał się koleżance, która wyraźnie
przybita siedziała na łóżku.
-
Daj spokój, Cass, nie możesz się wiecznie smucić! - zawołała blondynka z
impetem opadając na łóżko.
-
Wiesz, niecodziennie się słyszy z ust swojej przyjaciółki, że jesteś największą
brzydulą w całej szkole i że mogę już teraz zacząć adoptować koty, bo i tak
zostanę starą panną - jęknęła boleśnie dziewczyna nerwowym ruchem poprawiając
okulary na nosie. Pociągnęła nosem nie mogąc się pozbyć tych bolesnych słów,
które zagnieździły się w jej głowie chyba już na zawsze.
-
W takim razie co to jest za przyjaciółka? - zapytała ironicznie wpatrując się w
drzwi, które właśnie się otworzyły.
Cassandra
momentalnie podążyła za spojrzeniem koleżanki, ale równie szybko wzrok zwróciła
w inną stronę. Nie miała teraz ochoty patrzeć na Nadine, która napuszona niczym
paw chodziła po dormitorium wkładając do kufra pojedyncze rzeczy.
-
Chodź na kolację. James coś jeszcze ode mnie chciał, więc muszę go znaleźć - blondynka
złapała za ramię Cassie i wyciągnęła siłą z pokoju.
-
Ale Meg, ja... - próbowała się bronić, ale marnie jej to szło.
Wcale
nie miała ochoty pokazywać się ludziom, a co dopiero przebywać niedaleko Jamesa
Pottera. Jednakże kiedy zdała sobie sprawę, że nic nie zdziała, potulnie niczym
baranek podążała za Megan starając się być jej cieniem. Całkiem dobrze jej to
szło, bo wszyscy, z którymi blondynka rozmawiała, zdawali się Cassandry nie
zauważać, albo być może zauważyć jej nie chcieli.
Został
jej jeden dzień. Da radę i wytrzyma, a potem wróci do domu na wakacje i razem z
mamą wybiorą kurs, na który pojedzie w tym roku. Dopiero po chwili zdała sobie
sprawę, że są już pod Wielką Salą, a Megan wesoło gawędzi sobie z Potterem.
Cassandra przełknęła ślinę modląc się, aby przypadkiem nie ściągnąć na siebie
czyjegoś wzroku.
-
A wy jakie macie podejrzenia? Kogo wybiorą z Gryffindoru? - zapytała Meg, a
Cass żołądek skurczył się nieprzyjemnie. Przez te całe zamieszanie z Nadine
zupełnie zapomniała o tym, że to dzisiaj dyrektor powie kto uda się na wymianę
do innej szkoły.
Cassandra
marzyła o tym od pierwszego września, czyli od dnia, w którym ta nowina została
ogłoszona. Widziała w tym nowy start. Tak jej się przynajmniej wydawało, że się
stanie. Ale potem pojawiła się Nadine, która brutalnie przywróciła ją do
rzeczywistości mówiąc, że nie ważne jest otoczenie, bo brzydulą będzie nadal.
Mimo
wszystko przez cały rok uczyła się modląc się, aby to ona została wybrana. Już
w pierwszej klasie przyklejono jej etykietki brzyduli i kujonki, więc nie
przejmowała się tym, że całe dnie spędza w bibliotece i nie uczestniczy w
imprezach, które organizował jej dom. Była wyrzutkiem. Nikt nie chciał się z
nią zadawać, chyba, że widział w tym interes jak przepisanie notatek czy pomoc
w pracy domowej. Cassandra za każdym razem udostępniała notatki i oferowała
pomoc naiwnie wierząc, że może się z kimś zaprzyjaźni.
Lata
mijały, a znajomych nie przybywało. Wcześniej jej to nie doskwierało tak
bardzo, ponieważ miała Nadię, najlepszą przyjaciółkę od pierwszego dnia w
szkole. Tak przynajmniej myślała jeszcze do niedawna. Nadine olała ją dla
chłopaka i zupełnie jakby nagle przejrzała na oczy zaczęła traktować Cass jak
robiła to reszta szkoły.
Była
też oczywiście Megan. Może przyjaciółką Cassandry nie była, ale zawsze była dla
niej miła i nawet kilka razy próbowała wyciągnąć ją na imprezę. Cassie jednak
unikała imprez, bo tam zawsze były osoby, który się z niej naśmiewały i
wyciągały na wierzch brudy z jej życia. Tym bardziej nigdzie z Meg chodzić nie
chciała, bo ta była bliską przyjaciółką Jamesa Pottera, jednego z
najprzystojniejszych chłopaków w całym Hogwarcie.
Mechanicznie
zjadła kolację i mając cały czas spuszczoną głowę wpatrywała się w swoje
dłonie. Przez te wszystkie lata nauczyła się być niemalże niewidzialną. W
pokoju wspólnym krukonów nie bywała prawie w ogóle. Podczas posiłków siadała
zazwyczaj na końcu stołu. Ostatnimi czasy sama, ponieważ Nadine towarzyszyła
swojemu chłopakowi w środkowej części stołu.
-
Mam nadzieję, że już się najedliście - przemówił dyrektor rozglądając się z
uśmiechem po sali. - Jestem pewien, że bardzo się niecierpliwicie - Dumbledore
zachichotał cicho, a Cassie miała ochotę udusić go za to, że przeciąga.
-
Wybrane osoby prosiłbym, aby podeszły i stanęły obok mnie - zrobił dramatyczną
pauzę, którą od razu wykorzystała Megan.
-
Cass, jak to nie będziesz ty, to osobiście go zamorduję - blondynka uśmiechnęła
się szeroko, a Cassie drgnęła nerwowo.
-
Do Durmstrangu udadzą się panna Lara Quin z Ravenclawu oraz panowie Christopher
Black z Gryffindoru, Anthony Swain z Hufflepuffu i Erik Lambert ze Slytherinu!
- w całej sali wybuchły oklaski, a na podium pojawiła się szczęśliwa czwórka.
Cassie
zadrżała, kiedy zdała sobie sprawę, że zaraz będą typowani do Beuxbatons,
szkoły jej marzeń.
-
Do Akademi Magii Beuxbatons pojedzie pan Matthew O’Conner z Gryffindoru oraz
panie Evelyn Smith z Hufflepuffu, Isabela Mounvelle ze Slytherinu i Cassandra
Meadowes z Ravenclawu!
Cassie
siedziała jak sparaliżowana. Nie wierzyła w to co się stało.
-
Dostałaś się! - krzyczała uradowana Megan. Szatynka spojrzała na nią wielkimi
oczyma, wciąż nie mogąc uwierzyć w to, że jej marzenia powoli zaczynają się
spełniać.
Mając
nogi jak z waty wstała z krzesła i ruszyła w stronę pozostałych wybranych.
-
...brzydula się dostała...
-
... jej matka puszczała się z szefem aurorów..
-
... podobno jej stara jest wilą...
-
... niewiele jej to dało, przypomina gumochłona...
-
... pewnie ma chody u starego Dumbla...
Cassandra
z całej siły starała się nie rozpłakać słysząc te wszystkie komentarze. Czuła
ogromną gulę w gardle i niemiły ucisk w żołądku. Nikt nie zwrócił uwagi na to,
że cały swój czas poświęciła na naukę. Wszyscy widzieli tylko to, że miała
piękną matkę pół-wilę, a ona sama z okularami na nosie, lekko krzywymi zębami i
totalnym brakiem figury zajmowała pierwsze miejsce na liście najbrzydszych
dziewczyn Hogwartu całego stulecia.
Czy
to, że nie była ładna od razu zwalniało ją z posiadania uczuć? Czy oni wszyscy
myśleli, że te komentarze wcale jej nie bolą? Że ona nie płacze w nocy w
poduszkę? Kiedy Evelyn Smith spojrzała na nią z góry zgarbiła się starając się
nie patrzeć na nic oprócz własnych butów.
Cassandra
siedziała w starej nieużywanej klasie na drugim piętrze. Zegar piętnaście minut
temu wybił pierwszą w nocy. Zrezygnowała westchnęła nie zwracając nawet uwagi
na grzywkę wpadającą do oczu. Pogrążyła się w mrocznych myślach i dopiero
odgłos zamykanych drzwi wyrwał ją z otępienia.
-
Gratuluję! Wiedziałem, że się dostaniesz - zawołał chłopak podbiegając do
szatynki i ściskając ją mocno.
-
Nikt cię nie widział? - zapytała drżącym głosem.
-
Cass, przestań - zganił ją odsuwając ją od siebie na długość ramion.
-
Blaise, dobrze wiesz, że oni mnie nienawidzą. Nie ma sensu, aby znienawidzili
Ciebie poprzez zadawanie się zemną - mówiła raz co raz pociągając nosem.
-
Daj spokój! Megan normalnie z tobą rozmawia, a nikt nie ma do niej pretensji...
-
Bo z Meg dzielę dormitorium - westchnęła ponownie patrząc na twarz przyjaciela.
- Znowu dzisiaj mówili, że moja matka musiała się puścić z jakimś trollem skoro
urodziło się coś takiego jak ja - zaszlochała ukrywając twarz w dłoniach.
Zabini
zamknął Cassandrę w niedźwiedzim uścisku i kołysał uspakajająco. Przez tyle lat
nie znalazł sposobu, aby Cassie w szkole żyło się lepiej. Ale miała rację,
gdyby spotykali się i rozmawiali normalnie w szkole dziewczyna byłaby jeszcze
częściej na językach innych.
-
Jak to możliwe, że moja mama jest pół-wilą, a ja wyglądam jak gówno spod
krzaka? - zapytała patrząc w przestrzeń ponad ramieniem Zabiniego. - Przecież
ona jest piękna... Może ja nie jestem jej córką? - zapytała pustym głosem
zwracając na chłopaka błękitne spojrzenie.
-
Przecież dobrze wiesz, że tak nie jest - pośpieszył z odpowiedzią starając się
robić wszystko by Cassandra się nie załamała. Nie teraz kiedy pojedzie do
Beuxbatons spełniać swoje marzenia.
-
Powinnam być ćwierć wilą - zaśmiała się gorzko zupełnie nie zwracając uwagi na
łzy kapiące jej na sweterek od mundurka.
Blaise
spojrzał na szatynkę czując jak sam rozpada się na kawałki. Nie zasługiwała na
taki los. Matka zawsze mu powtarzała, aby był miły dla Cassandry jak i pani
Meadowes, ponieważ bardzo dużo w życiu przeszły. Nigdy jednak nie powiedziała
mu co takiego się stało. Więc Blaise starał się jak mógł pomóc Cassie przejść
przez te piekło jakim stał się dla niej Hogwart. Teraz ona wyjeżdżała i tam nie
będzie w stanie jej dosięgnąć i pomóc.
-
Cierpienie należy do życia. Jeśli cierpisz, znaczy, że żyjesz. Pogódź się z tym
mała dziewczynko - powtórzyła słowa zasłyszane w dzieciństwie. Nie pamiętała
już kto je wypowiedział, ale starała się nimi pocieszać.
Po
raz ostatni przytuliła Zabiniego i zeskoczyła z ławki. Kiedy była już przy
drzwiach zatrzymała się i obejrzała przez ramię.
- Do zobaczenia za pół roku, Blaise.
Taka
została mu już w pamięci. Z wielkimi okularami na nosie, ciasnym warkoczem
zwiniętym w koka oraz w za dużym mundurku. I smutna. W jej oczach jedyne co
można było dostrzec to morze pustki.
*
Uh... Nie wiem czy dobrze robię zaczynając te opowiadanie. Ale czuję wewnętrzną potrzebę pokazania wam historii Cassandry! Za wszystkie literówki baaardzo przepraszam, ale edytor tekstu, którego używam nie jest taki inteligentny jak Word (moje uszanowanie dla pakietu Office).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz